Często po daną książkę sięgam przypadkowo. Pomimo, że posiadam listę książek, które chcę przeczytać, to nie wykluczam możliwości, aby przeczytać coś co wpadnie mi w oko. I tak było tym razem. Okładka "Maratonu do szczęścia" Marty Radomskiej wręcz przyciągała mnie sielankowym zdjęciem. A biorąc pod uwagę, że mamy środek lata, to czas relaksu z filiżanką kawy czy herbaty w towarzystwie książki to miód na serce dla książkoholika. W dodatku intrygujący opis na okładce dodatkowo utwierdził mnie w przekonaniu, że może być ciekawa historia. Oceńcie sami.
Co mają
wspólnego rybki akwariowe, niesforny, gustujący w pożeraniu świeżego
prania amstaff i pocięte opony? Jak daleko można posunąć się w zemście? A
przede wszystkim – jak wielki chaos w pozornie uporządkowanym życiu
trzydziestoletniej instruktorki fitness wprowadzi pojawienie się w
Polsce tajemniczego mężczyzny?
Aleksandrze przyjdzie stawić czoła niecodziennym sytuacjom, które sprawią, że zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach codzienność zacznie przypominać kryminalny film z romansem w tle. Choć już wielokrotnie zawiodła się na związkach, lekceważy ostrzeżenia Dariusza przed zbyt bliską znajomością z Łukaszem mieszkającym w kraju zaledwie od kilku tygodni. Tylko czy oni na pewno są braćmi?
Aleksandrze przyjdzie stawić czoła niecodziennym sytuacjom, które sprawią, że zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach codzienność zacznie przypominać kryminalny film z romansem w tle. Choć już wielokrotnie zawiodła się na związkach, lekceważy ostrzeżenia Dariusza przed zbyt bliską znajomością z Łukaszem mieszkającym w kraju zaledwie od kilku tygodni. Tylko czy oni na pewno są braćmi?
Pani Marta zaserwowała nam lekką komedię z wątkiem kryminalnym, dodatkowo okraszając licznymi tajemnicami rodzinnymi. Ola, główna bohaterka to człowiek dusza. Każdemu stara się pomóc, często kosztem własnego interesu. Po prostu nie potrafi odmówić pomocy, czując przy tym, że niektórzy wykorzystują jej dobroć. Ola jest osobą, która ma talent do pakowania się w kłopoty. Jak to mówią chce dobrze, a wychodzi jak zwykle. Dodajmy do tego brak szczęścia do mężczyzn to otrzymujemy niezły koktajl komplikacji życiowych owej panny.
Poczucie humoru bohaterki ubarwiło jej przygody, a ja nie nudziłam się czytając "Maraton do szczęścia". Oczywiście nie mogło zabraknąć tajemnic rodzinnych. W każdej rodzinie znajdziemy historie, o których niechętnie rozmawia się. Najlepiej gdy spuści się zasłonę milczenia. I tak było w rodzinie Darka i Łukasza. Poprzez wiele niedomówień, własnych interpretacji i braku chęci wyjaśnienia nieporozumień, relacje członków rodziny wręcz kipiały od negatywnych emocji. Zwłaszcza w tym przypadku przodował Antoni, nestor rodu. Nie dopuszczał do siebie innej wersji wydarzeń niż ta, którą uznał za słuszną.
Jeżeli zaś chodzi o negatywne wrażenia po przeczytaniu "Maratonu do szczęścia" to drażniły mnie zdrobnienia imion Antłan - dlaczego nie pisownia francuska? Spolszczona wersja dziwnie wygląda. Czy też Olencja? Dlaczego takie przekombinowane zdrobnienie?
Moją sympatię zyskał Dragon - pies, który swoim temperamentem potrafił wprowadzić zamieszanie np. niszcząc ubrania, aby za chwilę udawać niewiniątko. Jednakże w sytuacji zagrożenia nie omieszkał pokazać, że obrona opiekuna jest dla niego ważna.
"Maraton do szczęścia" jest lekturą łatwą, lekką i przyjemną w odbiorze. W sam raz na wypoczynek wakacyjny, gdy chcemy zrelaksować się, nie zawracając sobie głowy trudnymi tematami.
Jeżeli czytałyście już tę książkę, proszę podzielcie się ze mną swoimi wrażeniami.
Jeżeli jeszcze nie miałyście okazji zapoznać się z jej treścią, może Was
moja opinia do tego skłoni.
tytuł: Maraton do szczęścia
autor: Marta Radomska
wydawnictwo: Czwarta Strona
data wydania: 2 sierpnia 2017
ilość stron: 456
ocena: 7/10
Komentarze
Prześlij komentarz